Kat i Nick to młode małżeństwo, które mieszka w pięknym domku na obrzeżach dużego miasta w Anglii. Ich życie na pierwszych stronach książki, wydaje się być idealne. Są szczęśliwi i cały czas w sobie zakochani. Mają dobrą pracę, pieniądze. Jednak z każdą czytaną stroną pojawiają się kolejne rysy na ich idealnym życiu. Kat nie może mieć dzieci, a to jej największe marzenie. Jest wstanie poświęcić absolutnie wszystko byle tylko małe rączki oplatały jej twarzy, a dziecko mówiło "mamo". Wraz z Nickiem dwa razy próbowali adoptować niemowlę z Chin ale za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem i zbliżało Kat do depresji. Aż pewnego dnia w kawiarni spotyka swoją dawną przyjaciółkę Liz, której nie widziała aż dziesięć lat. Przyjaciółkę, z którą łączą ją straszne tajemnice.
Chęć posiadania dziecka jest dla Kat silniejsza niż cokolwiek innego dlatego gdy Liz proponuje jej surogację ta zgadza się bez wahania. Coraz częstsze kontakty z dawną znajomą odkrywają więcej i więcej sekretów. W miasteczku, z którego obie pochodzą wydarzyło się wiele złych rzeczy, które obie próbowały ukryć. Teraz gdy znowu się spotkały wszystkie tajemnice wychodzą na jaw. Kat ma wrażenie, że ktoś ją śledzi, że chce ją zranić za to co zrobiła gdy była nastolatką. Na domiar złego dziwne rzeczy dzieją się z jej narzeczonym. Czy kobieta oszalała czy faktycznie ktoś chce zniszczyć jej szczęśliwe życie?
Ta książka jest absolutnie rewelacyjna. Czytałam ją z wypiekami na twarzy, z rozgorączkowaniem przewracając kolejny kartki, byle tylko dowiedzieć się co będzie dalej. Autorka tak umiejętnie zbudowała całą historię, że zaczęłam podejrzewać każdego z bohaterów o zamieszanie w tragedie, które się wydarzyły. Kolejni bohaterowie odkrywali, nowe elementy historii. Nie mogłam oderwać się od tej opowieści. Początkowo wydawało się, że tylko Kat ma tajemnice lecz po jakimś czasie okazało się, że również jej mąż ma wiele do ukrycia.
Zakończenie wbiło mnie w fotel. Nie spodziewałam się takiego rozwiązania historii. Autorka wyjaśniła wszystkie wątki, lecz zrobiła to tak, że nadal jestem w szoku. Koniecznie przeczytajcie. Bardzo ciekawy i wciągający thriller.
Ocena: 8/10
Tytuł: Surogatka
Autorka: Louise Jensen
Wydawnictwo: Burda
Jak zorganizować jednodniowy wyjazd nad morze? Najlepiej na spontanie. Ale jeszcze lepiej z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Dlaczego? Bo jeśli chcecie zaoszczędzić i spędzić fajny dzień niekoniecznie wydając kupe kasy to zarezerwujcie bilety autobusowe z wyprzedzeniem dzięki czemu będą dużo tańsze.
Ja w tym roku jako prezent walentynkowy zorganizowałam nam wyjazd nad morze. Z Torunia mamy bardzo blisko do Gdańska. Polski Bus jechał trochę ponad dwie godzinę. Wyjechaliśmy z samego rana i już o 9.15 byliśmy w Gdańsku.
Jeśli bardzo chcecie jechać nad morze (ja chciałam) to odradzam Gdańsk. Morze w Gdańsku jest baaardzo daleko od centrum i nie ma pięknych klifów takich jak w Gdyni. Dlatego wysiadając na PKSie byliśmy praktycznie rzut kamieniem od SKM, którą pojechaliśmy do Gdyni. Pociągi kursują co 10 minut, a bilet kosztuje tyle co tramwaj. Polecam wysiąść na przystanku Gdynia Orłowo bo idąc prostą drogą jakieś 6 minut jesteście nad morzem.
Trafiliśmy 14 lutego na piękna pogodę. Od rana świeciło słońce, morze było bardzo spokojne i prawie nie było ludzi. Można było poczuć się jak w raju. Morze zimą ma bardzo wiele zalet. Sami zobaczcie.
Po zwiedzeniu plaży (nie jechaliśmy na rynek do Gdyni) wróciliśmy do Gdańska gdzie udaliśmy się na starówkę, która jest bardzo blisko dworca. Tam koniecznie chciałam iść do kawiarni Retro, która ma niesamowity klimat i świetne wyposażenie. Maszyny do pisania, stare aparaty i telefony. Nic tylko siedzieć i popijać kawę.
Po wypiciu pysznej kawy z białą czekoladą i zjedzeniu szarlotki, spacerowym krokiem udaliśmy się do Muzem II Wojny Światowej. Jeśli kiedyś będziecie w Gdańsku koniecznie musicie tam iść. Oddaje okrucieństwo wojny ale też pokazuje jej inne aspekty. Naprawdę robi wrażenie.
W Muzeum byliśmy prawie 3 godziny. Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na przewodnika w słuchawkach bo wyjaśniał wiele rzeczy, które nie były opisane a kosztował tylko 5 zł. Po zwiedzeniu mocno zgłodnieliśmy. W drodze do muzeum mijaliśmy restaurację, w której było sporo ludzi i postanowiliśmy zjeść tam obiad. I to był strzał w dziesiątkę. Pięknie urządzona restauracja z cudownym jedzeniem. Chociaż nigdy nie lubiłam ryby to ta u nich była przepyszna.
I tutaj zakończyliśmy naszą wycieczkę. Spacerując po rynku powoli udaliśmy się na autobus. A wy byliście kiedyś zimą nad morzem? Jakie miejsca polecacie zwiedzić w Trójmieście?